W ostatnich latach bardzo nasila się w Polsce ruch „anty-cyrkowy”. Obrońcy praw zwierząt wiele mówią o „cierpieniu zwierząt w cyrkach”, o „brutalnej tresurze”. Aby dowiedzieć się, jak to z tym jest - korzystając z pobytu w Gnieźnie Cyrku Zalewski - spotkaliśmy się z Radosławem „RiCO” Krajewskim – klaunem oraz treserem psów i kóz.
Cyrkowe zwierzęta to nasi partnerzy - rozmowa cz. 1
Radosław Krajewski pochodzi z Opola, ma 27 lat i wcale nie wywodzi się z rodziny o tradycjach cyrkowych. Cyrk pokochał, odkąd jego mama wzięła go na przedstawienie, gdy miał 3 lata. Podobała mu się atmosfera cyrku i zwierzęta, a szczególnie kolorowe klauny z czerwonymi nosami. Gdy miał 16 lat, zaczął się uczyć żonglerki i innych sztuczek. Gdy miał niespełna 18 lat, spełniło się jego wielkie marzenie: po raz pierwszy wyruszył podczas wakacji w trasę z cyrkiem – zajmował się promocją oraz pomagał w cyrkowym bufecie i po dwóch miesiącach był pewny, że takie wędrowne życie cyrkowca mu odpowiada. W marcu 2009 roku na arenie cyrku „Europa” zadebiutował klaun RiCO. W roku 2012 zaczął też pracować z psami, a potem także z kozami. W ciągu minionych 9 lat bawił ludzi w cyrkach nie tylko w Polsce, ale także w Czechach, Rumunii i Niemczech. Z Cyrkiem Zalewski jest związany od roku i radzi sobie w nim doskonale. Także gnieźnianom dał w miniony wtorek wiele radości i był gorąco oklaskiwany.
GdW: W ostatnich latach cyrki w Polsce nie mają zbyt łatwo. Protesty pod cyrkami, oskarżenia o brutalne traktowanie zwierząt podczas tresury, itp. Jak naprawdę wygląda praca ze zwierzętami w cyrku?
Rico: To jest temat - rzeka i długo można by o tym mówić. Nie można powiedzieć, że zwierzęta w cyrku mają źle. Zwierzęta to są nasi partnerzy – nie tylko w pracy, ale i w życiu. Dlatego my nie możemy pozwolić na to, aby działa im się krzywda. Wszelkie oskarżenia ze strony „ekologów” - którzy mówią, że dręczymy zwierzęta, że się nad nimi znęcamy – są absurdalne. Dzień w dzień na nasze programy przychodzi tysiąc ludzi lub więcej. Ci ludzie codziennie oglądają nasze zwierzęta i widzą, w jakiej są kondycji. Jeżeli zwierzęta byłyby bite, okaleczone, to wszystko byłoby widać. Po drugie bałyby się one ludzi, co byłoby widoczne także na arenie – uciekałyby od tresera, bałyby się kontaktu z nim. Tak samo podczas przejażdżek na wielbłądach, które oferuje w przerwie Cyrk Zalewski. Gdyby doświadczały one od ludzi krzywdy, bałyby się i nie podchodziłyby do ludzi. Tymczasem one w momencie, gdy widzą ludzi, chętnie do niech podchodzą, bo wiedzą, że zostaną pogłaskane, dostaną jakąś marchewkę czy coś słodkiego. Argumenty „ekologów” są absurdalne, gdyż oni mówią jedno, a rzeczywistość pokazuje coś zupełnie innego. Oskarża się nas, że bijemy zwierzęta. Ja nie wiem, czy zwierzę, które byłoby wystraszone, chętnie by pracowało. Wystarczy przyjść na program i zobaczyć, jak te zwierzęta pracują. Zwierzęta nie są zmuszane do niczego. W momencie, kiedy zwierzę nie chce akurat jakiegoś triku zrobić – bo ma akurat taki kaprys, bowiem zwierzęta też mają swoje charaktery – nie zrobi tego, i ja po prostu dany trik odpuszczam i tego nie robię. Próbuję raz, próbuję drugi raz, a jeśli zwierzę nie chce, to trudno – przechodzę do kolejnego punktu programu. Kolejna sprawa: zwierzęta wykonują wszystkie zadania zgodnie z ich naturą. Jest w Polsce ustawa o ochronie praw zwierząt, która zakazuje wykonywania przez zwierzęta w cyrku czynności niezgodnych z ich naturą. Nie mamy więc nawet możliwości, by robić co innego.
GdW: Jak cyrk musi się przygotować do wyjazdu w trasę ze zwierzętami? Jakie musi spełnić wymogi?
GdW: Jak cyrk musi się przygotować do wyjazdu w trasę ze zwierzętami? Jakie musi spełnić wymogi?
Rico: Cyrk, aby wyjechać ze zwierzętami, musi mieć scenariusz zatwierdzony podpisem Państwowego Inspektora Weterynarii. Oprócz tego przynajmniej raz w miesiącu mamy kontrole prowadzone przez powiatowego lekarza weterynarii, który sprawdza stan naszych zwierząt oraz czy mają one dostęp do wody i czy przebywają w odpowiednich warunkach. Codziennie jesteśmy kontrolowani przez setki ludzi, którzy przychodzą na spektakl i widzą w jakim stanie i w jakiej kondycji są nasze zwierzęta. Poza tym cyrk nie jest grodzony jakimś wysokim, pięciometrowym betonowym murem. Jesteśmy odsłonięci przez 24 godziny na dobę i ludzie mogą widzieć zwierzęta na wybiegach, że mają dostęp do jedzenia i wody, że są pod stałą kontrolą personelu cyrkowego i lekarzy weterynarii. Tak samo zimą, gdy zwierzęta przebywają w bazie. Też zarzuca się nam, że żyją one w jakichś strasznych warunkach podczas przerwy zimowej, co jest kolejnym absurdem. Mają one profesjonalne, ogrzewane stajnie, odpowiednie dla nich boksy, ściółkę z siana, dostęp do jedzenia i wody. Są pod ciągłą kontrolą. Przychodzi kowal, który robi kopyta. Przychodzą lekarze weterynarii, którzy sprawdzają stan zwierząt. Jesteśmy cały czas kontrolowani i nie ma żadnej możliwości, żeby coś było „nie tak”. Zresztą od 25 lat żadna z kontroli weterynaryjnych nie wykazała żadnych uchybień, więc myślę, że jest to dosyć konkretny dowód na to, że zwierzęta w cyrku są dobrze traktowane.
GdW: Wielu ludziom treser kojarzy się z batem – bo tak widujemy treserów na arenach. Przeciwnikom cyrków ten bat kojarzy się z biciem, ale ludzie zwykle nie wiedzą, do czego bat tak naprawdę służy. Jak wygląda naprawdę praca ze zwierzętami? W jaki sposób je się szkoli i przekonuje do wykonania trików?
Rico: Podczas pokazów zwierząt takich jak konie lub wielbłądy, treser faktycznie trzyma bat lub baty, co wcale nie znaczy, że służy on do bicia. Bat jest przedłużeniem ręki. Arena jest dosyć duża, zwierzęta biegają dookoła i treser nie ma możliwości podejść do każdego zwierzęcia jednocześnie. To jest tylko przedłużenie ręki, żeby wytyczyć zwierzęciu trasę, żeby je zatrzymać w danym momencie, żeby dać mu znak, że ma zawrócić i iść w drugą stronę. Jest też wiele pokazów zwierząt, w których się bata wcale nie używa. Ja na przykład pracuję z psami i kozami i w ogóle nie używam bata. Wszystko się dzieje na zasadzie „kija i marchewki”. Gdy zaczynałem pracować ze swoimi pieskami, jeszcze nie potrafiły nic, miałem jakieś ciastka lub karmę, kiełbaskę, różne psie smakołyki – to, co psy bardzo lubią – i w momencie, kiedy chciałem psa nauczyć np. przechodzenia slalomem pomiędzy nogami, w ręce trzymałem kawałek takiego smakołyka, przekładałem tą rękę między nogami i pies automatycznie szedł za tym ciastkiem. Powtarzałem tą czynność kilkanaście czy kilkadziesiąt razy, aż w pewnym momencie on zapamiętał, że kiedy przejdzie slalomem między moimi nogami, zostanie nagrodzony. Tak samo jest z kozami. Gdy koza nie chce mi wykonać jakiejś czynności na arenie, to albo odpuszczam, albo kuszę nagrodą. Przedwczoraj miałem taką sytuację, że koza zatrzymała się na środku areny i nie chciała zejść za kulisy – wyciągnąłem więc kawałek marchewki, pokazałem jej na ręce, przesuwałem się do tyłu i koza po prostu poszła za mną i na koniec została nagrodzona. Nie stosuję żadnego bicia. Przede wszystkim do pracy ze zwierzętami potrzeba dużo, dużo cierpliwości i trzeba każde zwierzę poznać, bo każde zwierzę ma inny charakter i trzeba je po prostu zrozumieć.
GdW: Krótko mówiąc tresura opiera się na psychologii i zasadach behawioryzmu?
GdW: Krótko mówiąc tresura opiera się na psychologii i zasadach behawioryzmu?
Rico: Tak. To jest podstawa w pracy ze zwierzętami. Jeśli ktoś nie ma o tym pojęcia, nie może się tym zajmować. U nas nawet pracownicy stajenni, którzy zajmują się zwierzętami, nie są „pierwszymi lepszymi wziętymi z ulicy” – są to osoby przeszkolone, które lubią zwierzęta, lubią z nimi przebywać i mają odpowiednią wiedzę.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj