Gdy w latach 90-tych o. Jan Góra postanowił pobudować wielką bramę w kształcie ryby na polach nad jeziorem lednickim i zorganizować tam wielkie czuwania młodych, wielu uważało, że to się nie uda. Udało się raz. Udało się drugi raz. I trzeci. I czwarty. I udaje się aż do teraz. "Lednica" to fenomen - zjawisko jedyne w swoim rodzaju, unikalne.
Lednica 2000: duchowe przeżycie czy "show"?
[FELIETON]
Zaliczam się do pokolenia, które "ochrzczono" mianem "Pokolenia JP2". "Lednicę" poznawałem od chwili, gdy położono tam pierwsze fundamenty i gdy wyrosła metalowa konstrukcja "Ryby" - Bramy III Tysiąclecia. Mam wciąż w pamięci wyjazd z moim duszpasterzem, ks. Andrzejem, na Pola Lednickie, gdy jeszcze były placem budowy i zdjęcie, które wówczas zrobiłem, a które potem - jak się dowiedziałem - zostało ofiarowane papieżowi Janowi Pawłowi II. O inicjatorze tego projektu, o. Janie Górze OP, mówiono wówczas: "wariat!" i wróżono mu, że zostanie "kustoszem złomu na Lednicy", bo nikt tam przecież nie będzie jeździł. Na przekór wszystkiemu Brama stanęła i młodzież przyjechała. I potem przyjeżdżała, przyjeżdżała, przyjeżdżała...
Te pierwsze "Lednice" były zupełnie inne. Droga III Tysiąclecia jeszcze nie powstała w takiej formie, w jakiej jest obecnie - była zwykłą polną drogą. Na jej drugim końcu stawały wojskowe ciężarówki z reflektorami lotniczymi, którymi oświetlano drogę i "Rybę". Światło to migotało, czasem zaś gasło i "Ryba" pogrążała się na chwilę w ciemności. Po latach zaczęto myśleć o stałym oświetleniu, o podniesieniu i utwardzeniu Drogi III Tysiąclecia, o ośrodku duszpasterskim. "Lednica" się rozrastała na różne sposoby. Nie wszystko jednak, o czym marzono, udało się zrealizować. Po dziś dzień nie powstał np. kościół, który miał być częścią ośrodka. I nie zanosi się aktualnie na to, aby miał powstać.
O. Jan Góra zawsze podkreślał, że nie on wymyślił "Lednicę", lecz papież Jan Paweł II. Spotykał się z nim bardzo często, opowiadał o realizacji projektu i marzył, że papież stanie na Lednicy. Tak się nie stało - jednak przeleciał ponad Bramą w drodze do Gniezna. "Lednica" była zawsze bardzo "papieska". Jan Paweł II nie tylko każdego roku zwracał się do młodych za pośrednictwem łączy telewizyjnych, kreśląc "program duszpasterski Lednicy", lecz także ofiarował wiele pamiątek a nawet pozwolił zrobić odlew swej dłoni. Na Lednicy zgromadzono wiele - często zaskakujących - pamiątek po polskim papieżu. Już za jego życia podczas "Lednic" praktykowano de facto jego... kult. Ani sam Jan Paweł II, ani też nikt z kościelnych hierarchów się temu nie sprzeciwiał.
Lednica została oparta na fundamencie Jana Pawła II, ale nie byłoby jej, gdyby nie o. Jan Góra. To on swoją niezaprzeczalną charyzmą przyciągał młodych, zarażał ich swoim entuzjazmem, swoją pasją. Miał wiele oryginalnych pomysłów i otaczał się zaangażowaną i pomysłową młodzieżą. Nie zawsze i nie wszystko bywało mądre i "w dobrym guście". Często padały słowa krytyki - że "Lednica" to "religijny kicz" i "religijność bardzo powierzchowna". Jednak miał on ten wielki talent, że umiał mówić do młodych, znaleźć z nimi "wspólny język" - zwyczajnie z nimi być. Być może nikt - poza Janem Pawłem II - nie miał takiego wpływu na polską młodzież i "młody Kościół", jak on. O. Jan Góra zmarł w grudniu 2015 roku, a "Lednica" trwa. Młodzi wciąż przyjeżdżają i wielu też klęka tam nad jego grobem.
W ciągu minionych dwóch dekad "Lednica" zmieniła się w bardzo znacznym stopniu. Z biegiem czasu stawała się coraz bardziej widowiskowa - coraz bardziej strojono duchowość w "efekty WOW!" Można odnieść wrażenie, że gdzieś w tym się bardzo zagubiono, że forma zadusiła treść - że młodych ludzi pociągała bardziej forma, niż przekaz. Od lat wielu przyjeżdża na "Lednicę" nie by modlić się, szukać Boga, ale - jak wynika z wielu rozmów, jakie przeprowadziłem w ciągu lat - "bo tutaj jest fajnie".
Zaliczam się do pokolenia, które "ochrzczono" mianem "Pokolenia JP2". "Lednicę" poznawałem od chwili, gdy położono tam pierwsze fundamenty i gdy wyrosła metalowa konstrukcja "Ryby" - Bramy III Tysiąclecia. Mam wciąż w pamięci wyjazd z moim duszpasterzem, ks. Andrzejem, na Pola Lednickie, gdy jeszcze były placem budowy i zdjęcie, które wówczas zrobiłem, a które potem - jak się dowiedziałem - zostało ofiarowane papieżowi Janowi Pawłowi II. O inicjatorze tego projektu, o. Janie Górze OP, mówiono wówczas: "wariat!" i wróżono mu, że zostanie "kustoszem złomu na Lednicy", bo nikt tam przecież nie będzie jeździł. Na przekór wszystkiemu Brama stanęła i młodzież przyjechała. I potem przyjeżdżała, przyjeżdżała, przyjeżdżała...
Te pierwsze "Lednice" były zupełnie inne. Droga III Tysiąclecia jeszcze nie powstała w takiej formie, w jakiej jest obecnie - była zwykłą polną drogą. Na jej drugim końcu stawały wojskowe ciężarówki z reflektorami lotniczymi, którymi oświetlano drogę i "Rybę". Światło to migotało, czasem zaś gasło i "Ryba" pogrążała się na chwilę w ciemności. Po latach zaczęto myśleć o stałym oświetleniu, o podniesieniu i utwardzeniu Drogi III Tysiąclecia, o ośrodku duszpasterskim. "Lednica" się rozrastała na różne sposoby. Nie wszystko jednak, o czym marzono, udało się zrealizować. Po dziś dzień nie powstał np. kościół, który miał być częścią ośrodka. I nie zanosi się aktualnie na to, aby miał powstać.
O. Jan Góra zawsze podkreślał, że nie on wymyślił "Lednicę", lecz papież Jan Paweł II. Spotykał się z nim bardzo często, opowiadał o realizacji projektu i marzył, że papież stanie na Lednicy. Tak się nie stało - jednak przeleciał ponad Bramą w drodze do Gniezna. "Lednica" była zawsze bardzo "papieska". Jan Paweł II nie tylko każdego roku zwracał się do młodych za pośrednictwem łączy telewizyjnych, kreśląc "program duszpasterski Lednicy", lecz także ofiarował wiele pamiątek a nawet pozwolił zrobić odlew swej dłoni. Na Lednicy zgromadzono wiele - często zaskakujących - pamiątek po polskim papieżu. Już za jego życia podczas "Lednic" praktykowano de facto jego... kult. Ani sam Jan Paweł II, ani też nikt z kościelnych hierarchów się temu nie sprzeciwiał.
Lednica została oparta na fundamencie Jana Pawła II, ale nie byłoby jej, gdyby nie o. Jan Góra. To on swoją niezaprzeczalną charyzmą przyciągał młodych, zarażał ich swoim entuzjazmem, swoją pasją. Miał wiele oryginalnych pomysłów i otaczał się zaangażowaną i pomysłową młodzieżą. Nie zawsze i nie wszystko bywało mądre i "w dobrym guście". Często padały słowa krytyki - że "Lednica" to "religijny kicz" i "religijność bardzo powierzchowna". Jednak miał on ten wielki talent, że umiał mówić do młodych, znaleźć z nimi "wspólny język" - zwyczajnie z nimi być. Być może nikt - poza Janem Pawłem II - nie miał takiego wpływu na polską młodzież i "młody Kościół", jak on. O. Jan Góra zmarł w grudniu 2015 roku, a "Lednica" trwa. Młodzi wciąż przyjeżdżają i wielu też klęka tam nad jego grobem.
W ciągu minionych dwóch dekad "Lednica" zmieniła się w bardzo znacznym stopniu. Z biegiem czasu stawała się coraz bardziej widowiskowa - coraz bardziej strojono duchowość w "efekty WOW!" Można odnieść wrażenie, że gdzieś w tym się bardzo zagubiono, że forma zadusiła treść - że młodych ludzi pociągała bardziej forma, niż przekaz. Od lat wielu przyjeżdża na "Lednicę" nie by modlić się, szukać Boga, ale - jak wynika z wielu rozmów, jakie przeprowadziłem w ciągu lat - "bo tutaj jest fajnie".
W ostatnich latach na "Rybie" i Drodze zainstalowano kolorowe oświetlenie, niczym w dyskotece - i jest to już zupełnie inna "Lednica", rozświetlona i pstrokata. Czy aby na pewno jest to dobra droga? W Lednicy jest wciąż zawarty przekaz duchowy, ale... czy aby naprawdę trafia on w ten sposób do młodych - jak zapewne mają nadzieję organizatorzy?
Niewątpliwie na "Lednicę" wciąż przyjeżdżają ludzie, którzy odczuwają duchowe potrzeby, którzy szukają, chcą zbliżyć się do Boga i pogłębić wiarę. Jednak obserwując sektory podczas nabożeństw i kazań, ma się wrażenie... pikniku. Jedni chodzą, inni jedzą, jeszcze inni siedzą w kółku i rozmawiają. Chyba, że akurat coś ciekawego się dzieje. O tym, jak słabo pielgrzymi angażują się w spotkanie, można się było przekonać w tym roku, gdy mieli sobie wzajemnie obmywać nogi - gestem Jezusa znanym z kart Ewangelii - i wśród stu tysięcy ludzi trudno było znaleźć takich, którzy to uczynili. Tak samo - gdy zachęcono do uklęknięcia i ucałowania ziemi ojczystej, bardzo niewielu to uczyniło. A przecież niegdyś na "Lednicy" symbole i gesty miały charakter masowego rytuału - cieszyły i wciągały pielgrzymów w celebrację nabożeństw.
"Lednica" jest modna, kolorowa, efektowna... Ale czy aby na pewno o to właśnie chodzi? Może inaczej: czy o to powinno chodzić? Chociaż od początku na "Lednicy" mówi się i śpiewa: "Nie bój się, wypłyń na głębię", to jednak sama "Lednica" - jak się zdaje - utknęła dawno na mieliźnie. Brakuje jej prawdziwej duchowej głębi - a to, co duszpasterze próbują przekazać - rzeczywiście głębokiego i mądrego - skutecznie zostało zamordowane przez "efektowną otoczkę". (maw)
Niewątpliwie na "Lednicę" wciąż przyjeżdżają ludzie, którzy odczuwają duchowe potrzeby, którzy szukają, chcą zbliżyć się do Boga i pogłębić wiarę. Jednak obserwując sektory podczas nabożeństw i kazań, ma się wrażenie... pikniku. Jedni chodzą, inni jedzą, jeszcze inni siedzą w kółku i rozmawiają. Chyba, że akurat coś ciekawego się dzieje. O tym, jak słabo pielgrzymi angażują się w spotkanie, można się było przekonać w tym roku, gdy mieli sobie wzajemnie obmywać nogi - gestem Jezusa znanym z kart Ewangelii - i wśród stu tysięcy ludzi trudno było znaleźć takich, którzy to uczynili. Tak samo - gdy zachęcono do uklęknięcia i ucałowania ziemi ojczystej, bardzo niewielu to uczyniło. A przecież niegdyś na "Lednicy" symbole i gesty miały charakter masowego rytuału - cieszyły i wciągały pielgrzymów w celebrację nabożeństw.
"Lednica" jest modna, kolorowa, efektowna... Ale czy aby na pewno o to właśnie chodzi? Może inaczej: czy o to powinno chodzić? Chociaż od początku na "Lednicy" mówi się i śpiewa: "Nie bój się, wypłyń na głębię", to jednak sama "Lednica" - jak się zdaje - utknęła dawno na mieliźnie. Brakuje jej prawdziwej duchowej głębi - a to, co duszpasterze próbują przekazać - rzeczywiście głębokiego i mądrego - skutecznie zostało zamordowane przez "efektowną otoczkę". (maw)
Uczestników spotkań na Lednicy zachęcamy do komentowania i podzielenia się własnymi wrażeniami. Jak odbieracie Państwo "Lednicę", tą formę ewangelizacji i życia Kościoła? Czy jest w niej dla was duchowa głębia, czy też odczuwacie jej duchowy kryzys?
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj